W dobie ogromnej globalizacji i ,,zmniejszenia się odległości’’ nie jest wielkim wyzwaniem podróżowanie. Robimy to z rożnych względów: biznesy, zakupy, chęć oderwania się od życia codziennego…..itp. Dla nas studentów nieobecność na zajęciach nie wróży niczego dobrego, więc zwiedzanie świata na własną rękę w semestrze no…….wiecie. Ale jeżeli można połączyć przyjemne z obowiązkami i ponadto promować swoją uczelnie, jak z tego nie korzystać.
Nie odkryje tutaj Ameryki jak stwierdzę, że fotografować można wszędzie i wszystko. Przyroda jest bardzo ogólnym pojęciem od przyprószonych tarczek porostów, poprzez gęste drzewostany po szczyty gór – wszystko to obiekty przyrodnicze do fotografii. Członkowie FOTO-syntezy doskonale o tym wiedzą i zdobywają kolejne nieznane tereny (planując kolejne) – tym razem skok na wschód.
W listopadzie 10-16 studenci penetrowali dotąd nie znane im lądy. Ukraina (tak wiem powiecie, że już byliśmy tam wielokrotnie, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia więc…..) jest państwem niezwykłym. Przejeżdżając przez jej terytorium czasami można powiedzieć, że czas się tam zatrzymał. Począwszy od architektury, mody, warunków sanitarnych skończywszy na sposobie życia i gościnności mieszkańców. Być może dlatego ciągnie nas tam coraz głębiej i głębiej w nieznane.
Tym razem zaczęliśmy standardowo, jak na 11 listopada przystało – Lwów. Zwiedzanie miasta, stare, kręte uliczki, kolorowe świąteczne wystawy w sklepach. Pochłonęły nas do reszty. Czas biegnie, mijamy centrum kierując się na wschodnie części miasta, stare alejki drzew, tłum ludzi z biało-czerwonymi wstążkami na piersi, młodzi i starsi, oficerowie, harcerze, motocykliści. Już wiecie- Cmentarz Łyczakowski, zatrzymał nas w swojej historii, tajemniczości i ogromnej niesprawiedliwości. Młodzi ludzie : 16, 18 lat walczący o naszą wolność, lecz po drugiej stronie wiek ten sam też łapiący za gardło. Zatrzymywaliśmy się nad grobami zasłużonych Polaków: żołnierzy, polityków, pisarzy, artystów. Uroczyste, donośne odśpiewanie Roty wyciągnęło nas z zadumy- czas ruszać dalej.
20:40 – nocny pociąg, Lwów-Odessa. Pierwszy raz przeżyłam coś takiego. 30 cm szerokości, 150 cm długości, zimna szorstka pościel. Zapowiada się sympatycznie……..Otwarty wagon, pełen ludzi przeciskających się do swoich miejsc. Noc jak można się domyślić prawie nieprzespana, ale wrażenia i nowe doświadczenia na zawsze będą budziły uśmiech na naszych twarzach. Rano meldujemy się w Odessie.
Miasto zostało założone w 1794 roku przez Rosjan, ale osady Greków sięgają już starożytności. Położone nad Morzem Czarnym kusiło swoimi portami i zasobami. Zwiedzać z przewodnikiem- dobra rzecz, zwiedzać samemu – też i tak można, zwiedzać z mieszkańcami- niezapomniana przygoda. I to cechuje nasze wycieczki. Staramy się wbić w tłum, poznać kogoś, kto pokaże nam coś więcej. I tak było tym razem. Zakupy na bazarze, żywe zwierzęta, swojskie jedzenie i picie, ręcznie robione przedmioty.
Będąc w Odessie wstyd by było nie skorzystać z możliwości ,, ukulturalnienia się” i nie iść do opery- cena 3zł. Spektakl zapierający wdech w piersiach, stroje, wystrój atmosfera narzucała zachowanie powagi i dostojności.
Miejsce kolejne też nie budzi wielkiego zdziwienia- piaszczysta plaża nad Morzem Czarnym. Niestety pogoda nie zachęcała do zanurkowaniu w zielonej toni, ale nurkowanie w piasku za poszukiwaniem skarbów jak najbardziej wskazane.
Przyrodniczo - botaniczny aspekt też oczywiście był. Ogród botaniczny w samym centrum miasta. Krótki spacer po opadłych liściach i zdziwienie na widok szklarni. No cóż – robiła wrażenie. Niepozorna, mała, troszkę krzywa i niewielkimi brakami, ale w środku istna dżungla.
O naszych przygodach zapewne przeczytacie na http://www.szkodnikowo.pl/do czego z całego serducha zapraszam. Nasze podróże zawsze są ciekawe i dają kopa do dalszych działań.
Ukrainę odwiedzimy jeszcze zapewne niejednokrotnie- czekamy na chętnych.
Tekst i zdjęcia Amelia Piegdoń © FOTOsynteza 2016