Jak niewiele, a może aż tyle, jest potrzebne mi do szczęścia. Pod koniec kwietnia (jak na czas moich urodzin przystało) miałam fascynujące i pełne emocji przeżycia. Jak każdy już chyba wie zakochałam się w porostach. Więc wybierając doborowe towarzystwo (no dobra miałam szczęście, że doktor się zgodził) ruszyliśmy na nowe lichenologiczne eksplorowanie terenu. Wybraliśmy teren bliski mojemu sercu: nauczycielo-przyjaciele państwo Scelinowie, miejsce pełne tajemnic i bogatej historii, a przede wszystkim teren o niezbadanych porostach. Mowa o rezerwacie „Gołoborze” we wsi Huczwice koło Baligrodu. Został on utworzony w 1969 r. i obejmuje powierzchnię 13.9 ha. Przedmiotem ochrony rezerwatu są rumowiska skalne charakteryzujące się różnym stopniem zaawansowania sukcesji leśnej, położone około 500-600 m poniżej górnej granicy lasu. Szczyt rezerwatu znajduje się na wysokości 640m n. p. m. i opada w kierunku dolin trzech potoków: potoku rabskiego, i dwóch cieków wodnych bezimiennych. Las górski, który zajmuje około 65% rezerwatu jest utworzony głównie z jodły, świerka oraz buka. W jego składzie znajdziemy także jawory, jesiony czy brzozy. Takie uwarunkowania klimatyczne, siedliskowe sprzyjają florze porostów, które są głównymi bohaterami mojej historii.
Wraz z doktorem Rafałem Szymczykiem… przeprowadziliśmy badania terenowe, sporządzając spis gatunków porostów oraz ich rozmieszczenie. Pod czujnym okiem specjalisty miałam okazję pogłębiać swoją wiedzę „porościarską”, a jego anielska cierpliwość i wyrozumiałość oszczędziły mi śmiałości w zadawaniu po raz enty tego samego pytania - „nie wstyd pytać wstyd nie wiedzieć”. Większość gatunków nie wymagało oznaczenia laboratoryjnego, więc dokumentacja fotograficzna była wystarczająca natomiast czarne, cieliste mini kropeczki, paseczki wymagały zbioru. Pomimo niewielkiego areału zróżnicowanie terenu dostarczyło nam na chwilę obecną (bez kropeczek i paseczków nie wiadomego nazewnictwa) ponad 100 gatunków. Na rumowiskach skalnych swój prym wiodą Rhizocarpon lecanorinum (wzorzec misecznicowaty) i geographicum (geograficzny) barwiąc skały na jasno zielony kolor. Przepiękne kożuchy pomiędzy skałami tworzą Cladonia arbuscula (chrobotek leśny) oraz Cl. Rangiferina (chrobotek reniferowy). W wilgotniejszych partiach, na omszałych terenach wypatrzyliśmy Peltigera (pawężnica). Maleństwa takie jak: Chaenotheca (trzonecznica) furfuracea, xyloxena i ferruginea były dla mnie nie do odróżnienia. Dzięki doktorowi wiem, na co patrzeć, gdzie patrzeć, więc z tymi trzema gatunkami jestem, już za pan brat. Największych emocji dostarczyły nam ostatnie dni: hypotrachyna (przystrumycznik), menegazzia (tarczynka) i wisienka na torcie thelotrema (puchlinka), były moimi „pierwszymi razami”. Widząc radość pana Rafała czułam powagę sytuacji. Teraz mogę sobie zaśpiewać „mam te moc, mam te moc, oznaczymy to w jedną noc”, patrząc na te cztery pudła zbiorów. To, co dobre szybko się kończy, ale fakt powrotu w te tereny z misją szukania: Multiclavula (wielorożek) i jej żółto cielistych różków na drewnie, napełnia mnie optymizmem.