"Wszystko jest iluminacją" to tytuł filmu opowiadającego o podróży Amerykanina, żydowskiego pochodzenia śladami dziadka, który urodził się i wychował na Ukrainie. Pełna niespodzianek podróż odmienia życie młodego człowieka. Tak to już z podróżami bywa. Clou naszej wycieczki to Dolina Narcyzów, w miejscowości Chust na Zakarpaciu. Fenomen botaniczny na skalę światową. Kwiaty zazwyczaj rosnące naturalnie wysoko w górach, tutaj rosną na wys. 200 m n. p. m., łanowo porastając powierzchnię 256 ha. Hipotezy mówią że znalazły się tak nisko w wyniku geologicznego kataklizmu. W okresie zlodowacenia ogromny płat ziemi zsunął się z gór. Trafiamy na właściwy moment, kwiaty są w pełnej krasie. Ich mnogość i zapach zapada na długo w pamięć. Trzykrotnie odwiedzamy to miejsce. Funkcje pilota i tłumacza pełni Dominik Dziubak - absolwent Instytutu Rolnictwa PWSZ, przewodnikiem terenowym jest Marcin Scelina – leśnik, pasjonat botaniki i fotografii przyrodniczej. Nasze lokum to nowiutki i zaciszny hotel „Tulipan”.
Trzyosobowa ekipa FOTOsyntezy plus opiekun Marian Szewczyk mocno zmotywowana, wstaje bladym świtem, fotografuje ile się da :-) Nawet padający pierwszego dnia pobytu deszcz nie zraża nas. Po drodze sokole oko Marcina dostrzega rosnące na pastwisku storczyki. To rzadkie orchis morio, w ilościach powodujących przyspieszone bicie serca storczykomaniaków. Następuje fotograficzne oblężenie tych roślin z zachowaniem należytej ostrożności, by ich nie zadeptać. Później wstępujemy do prawosławnego chramu. Gospodarujący tam pop początkowo traktuje nas, obcokrajowców z rezerwą. Jednak krótka rozmowa z Dominikiem odmienia diametralnie sytuację. Pop pozwala na zrobienie kilku zdjęć wnętrza, opowiada historię miejscowego świętego mnicha. Przy jego relikwiach modli się grupka tutejszych kobiet. Blask wielkiego żyrandola odbija się w ikonach, kobiety śpiewają, trwa magiczna chwila... Potem wytrwale wspinamy się po bukowym pralesie w Rezerwacie Biosfery Mała Uholka. Miejsce to zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. 35-cio metrowe buki, lekka mgiełka, wszechobecne salamandry, bogactwo innych storczyków, paproci i wreszcie krasowy, imponujący łuk skalny. Jest co fotografować.
Nazajutrz odwiedzamy dwa inne rezerwaty: Czarną i Julivską Horę. Ten pierwsza to skalne urwiska w dolinie Cisy, głównej rzeki Zakarpacia. Marcin z dr Szewczykiem pokazują nam różne ciepłolubne gatunki, botanizerka zapełnia się. Drugi z rezerwatów to ciepły grąd i niewielkie murawy kserotermiczne. Przeprowadzamy inwentaryzację rosnących tam gatunków. W czasie naszego pobytu, w mijanych miejscowościach zatrzymujemy się a to na kawę, zakupy czy obiad. Te postoje pozwalają łyknąć trochę tutejszego, wschodniego kolorytu. Ukraina to kraj biedny, to widać. Szczególnie przykre wrażenie wywołują rozpoczęte i nie ukończone budowy, marne drogi i cygańskie slumsy. Jest jednak maj. Kwitną bzy, a zieleń poraża niemal fluorescencyjnym kolorem.
Postanawiamy wracać przez Rumunię, by zatrzymać się po drodze w dwóch ciekawych miejscach. Inny kraj, inna kultura. Jak na dłoni widać dobroczynne skutki wstąpienia tego państwa do Unii Europejskiej. Kameralny skansen w Maramureș pozwala cofnąć się w czasie. Odtwarzamy w wyobraźni codzienność Rumunów zamieszkujących zgromadzone tu domostwa. Proste życie, toczące się wolnym rytmem natury, przewidywalne jak obrót koła w kołowrotku. Może kiedyś jednak żyło się lepiej? Pomiędzy chatami spotykamy tubylców koszących trawę. Oczywiście tradycyjnie kosą. Krótki sprawdzian: Czy umiemy? Dominik i dr Szewczyk dostają brawa. Jedziemy dalej do Săpânța by obejrzeć wesoły cmentarz. Zagadkowo brzmiące miejsce to rzeczywiście prawdziwy cmentarz. Miejscowy artysta Stan Ioan Pătraș, a potem jego kontynuator stawiali miejscowej ludności kolorowe, drewniane nagrobki. Na każdym z nich wyrzeźbione zostały scenki z życia pochowanych, często opatrzone dowcipnymi wierszykami mówiącymi o zmarłych lub przyczynach, z powodu których rozstali się z życiem. Amelka skutecznie targując się nabywa ludową chustkę na straganie, rumuńska kawa i długa droga powrotna do ojczyzny. Mylimy dwukrotnie trasę. Ot skutki zmęczenia wielogodzinną podróżą przez cztery kraje: Ukrainę, Rumunię, Węgry i Słowację. Pobyt okazał się być przede wszystkim bezpieczny, skrojony na studencką kieszeń oraz w miłym towarzystwie. До зустрічі Yкраїно!
Tekst i zdjęcia ©: Ewa Bujalska, Amelia Piegdoń, Marian Szewczyk.