Po wczorajszych wrażeniach lichenologicznych nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania z polarnymi skarbami. Z samego rana stawiłam się na Lubicz...
Specjalistyczne nazewnictwo zaczyna docierać do mnie i rozumiem o czym mowa – jest duży postęp. Oznaczanie przy pomocy anglojęzycznych kluczy także uważam za obiekt bliższy do przeskoczenia.
Podczas dzisiejszego dnia kroiliśmy Lecidea ementens oraz Rinodina turfacea , które uwieczniliśmy na fotografiach. L. ementens odbarwiliśmy kwasem azotowym przez co hymenium zabarwiło się na czerwono.
Moje próby krojenia owocników np. Lecidella, czy perytecje Acrocordia jak na razie nie nadają się do mikroskopowania. Pod nóż biorę coś większego i miększego -Xantoria parientina czy Physcia aipolia (praktyka czyni mistrza).
Ostatnie godzinki pobytu spędziłam w zielniku. Ilość okazów i ich zmienność w obrębie gatunku może przyprawić człowieka o mały zawrót głowy.
Na drogę powrotną dostałam wspólne dzieło dr Węgrzyna i Pauliny Wietrzyk dotyczące ochrony siedlisk napiaskowych- obym mogła odwdzięczyć się kiedyś w ten sam sposób.
Za poświęcony mi czas, przekazaną wiedzę i budującą dedykację najmocniej dziękuje.
Tekst i zdjęcia Amelia Piegdoń.