Wrześniowe transekty w BdPN
07-10.09.2016. Bieszczadzki Park Narodowy.
Ciąg dalszy badań botanicznych w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Miejsce: Wielka Rawka i Połonina Caryńska. Uczę się rozpoznawania roślin niezależnie od ich fazy wzrostu czy np. stopnia zdegradowania (skutki antropopresji przy szlakach). Z pomocą dr Szewczyka wypełniam formularze zdjęć fito, starając się zapamiętać nazwy łacińskie. O dziwo, czasem najłatwiej zapamiętuje się te najdłuższe, takie jak np. Tanacetum corymbosum subsp. clusii - wrotycz baldachogroniasty Klusjusa :-) Oznaczanie górskiej flory nie jest to łatwe, ale mam dobrych nauczycieli: zastępcę dyr BdPN Tomasza Winnickiego oraz parkowego leśniczego Tadeusza Kwolka z leśnictwa Górny San. Od sympatycznego leśniczego dowiaduję się sporo czym różni się leśnictwo na obszarach chronionych od tego prowadzonego w lasach gospodarczych. W lesie oglądamy rozmaite paprocie, które uczę się identyfikować.
W powietrzu czuć jesień. Nad głowami przelatują nam żurawie, rozpoczęło się rykowisko. Świat roślin też powoli zamyka swój roczny cykl. Tojady i lilie wydały już nasiona. Płoworude połoniny zdobią jeszcze gdzieniegdzie ostatnie kwiaty: fiołek dacki, prosienicznik jednogłówkowy czy gencjana trojeściowa. Zatrzymujemy się na moment przy kępach widłaków: goździstego i alpejskiego. Ponad górną granicą lasu, w ziołoroślach zgryzanych przez jeleniowate lista roślin na zdjęciu fito wydłuża się aż miło. (Zdjęcie fito to spis gatunków występujących w danym płacie, scharakteryzowany przy pomocy skali Braun-Blanqueta. Fotografia cyfrowa temu jedynie towarzyszy, jako dokument). Zielone płaty szczawiu alpejskiego cieszą oczy soczystą zielenią, nietypową dla tej pory roku. Przypominają o dawnej, pasterskiej przeszłości połonin, osadnikach wołoskich, koniach huculskich. Nota bene te ostanie spotykamy na Połoninie Caryńskiej, odwiedza nas bowiem konny patrol BdPN-u.
Poruszanie się na dwóch nogach poza szlakiem, zgodnie z wytyczonym dla transektu azymutem nie należy do łatwych. Krzewinki borówek sprężynują pod stopami, zarośla olszy zielonej nie pozwalają przedrzeć się, a stromizny dają łydkom wycisk. Taka okazja to wielki przywilej dla fotografujących. W bardzo przyjaznej atmosferze pracuję więc bez zająknięcia od rana do wieczora. Miło będzie mieć swój mały wkład w ochronę bieszczadzkiej przyrody.
Tekst i zdjęcia: Ewa Bujalska © FOTOsynteza